W roli głównej występuje cała galeria przeróżnych typów kuracjuszy: pani Genia, Pani Wandzia, Pan Stefan. Okazuje się, że dostarczą nam tyyyyyyyyyle radości. Wszystko za sprawą zgrabnie rymowanych historyjek prosto z … sanatorium. Długo zastanawiałam się dla kogo właściwie jest ta książka, przecież nasze dzieci, nawet jeśli wiedzą co to jest sanatorium, nie znają specyfiki tego miejsca i nie wyłapią tych wszystkich smaczków. Z czego więc będą się śmiały? Niepotrzebnie się martwiłam, bo niepowtarzalny klimat uzdrowiska “Zdrowa mina, w którym turnus się zaczyna” udzielił się natychmiast wszystkim czytelnikom książki, tym małym i tym dużym.
Zabawny tekst, podzielony na krótkie historie – rozdziały, stworzony jest do czytania na głos. W książce mamy ich aż siedemnaście. Do kompletu dostajemy równie humorystyczne, barwne ilustracje, na których nasi bohaterowie są sportretowani w stylu karykatur. Są tu wszystkie sanatoryjne klimaty: wtorek i zapoznawczy wieczorek, strzykanie w kolanie, rowerek i ćwiczeń szereg, inhalacja i kolacja. Opisane w punkt i z dużym wdziękiem. Perypetie uczuciowe bohaterów zgrabnie przeplatają się z opisami typowych zabiegów i ablucji w borowinie. Mamy też smaczki: Jean-Paul Belmondo/ Humprey Bogart na okładce magazynu Film, Pani Kasia czytająca Sartre’a.
Która historyjka to moja ulubiona? Nie sposób wybrać jednej.
Polecam na poprawienie humoru.
autor: Dorota Gellner
ilustracje: Adam Pękalski
Wydawnictwo Bajka
stron: 36
wiek: i dla młodszych i dla starszych 🙂
cena okładkowa: 29,90 zł