Przedstawiamy 10 najlepszych książek dla dzieci o świętach!
Wybraliśmy dziś 10 książek o Mikołajach i świętach Bożego Narodzenia, idealnych na grudniowe wieczory. Niektóre z nich to nowości wydawnicze, a inne czytamy przed świętami od kilku lat.
“8+2 i pierwsze święta”
Anne-Cath. Vestly, ilustracje Marianna Oklejak, Wydawnictwo Dwie Siostry, 2016, 196 stron, cena okładkowa 29,90 zł, dla dzieci 5+
Tajemnicze numerki w tytule oznaczają mamę, tatę i ich ośmioro dzieci. Czy w domu gdzie jest tyle osób może być nudno? Oczywiście, że nie! “8+2 i pierwsze święta” to trzecia część wydana w Polsce z 9 tomowej norweskiej serii, która tam bije rekordy popularności. Jesteśmy wielkimi fanami tych przygód, więc z ogromnym entuzjazmem przyjęliśmy wiadomość, że już jest kolejna! W najnowszym odcinku jesteśmy świadkami oczekiwań na święta i mnóstwa wydarzeń. A czy boicie się ciemności? Sprawdźcie jak bohaterki tej książki postanowiły sobie poradzić z lękiem!
“Gang fałszywych Mikołajów”
czyli historia nosy reniferom mrożąca, skądinąd wielce pouczająca, tekst i rysunki Nika Jaworowska-Duchlińska, Wydawnictwo Widnokrąg, 2016, 56 stron, dla dzieci w wieku 5+, cena okładkowa 29,90 zł
To zeszyt kreatywny do bazgrania, kolorowania i wymyślania, o charakterze detektywistycznym. Mamy do rozwikłania zagadkę pewnego gangu. Tylko spostrzegawczy i wnikliwy obserwator tropiciel może sobie z nią poradzić 😀
Bardzo nam się podobają pomysły autorki. Można zaprojektować mapy zdarzeń, portrety bohaterów, nawet alternatywne zakończenie i wiele innych, a niepowlekany papier pozostawia dowolność techniki – kredki, flamastry, ołówek czy nasz ukochany klej z brokatem – wszystko idzie w ruch!
“Christmas Wonderland to colour”
od Usborne, 32 strony, można kupić tu!
Wybór zeszytów kreatywnych, kolorowanek, książek z zadaniami. w języku angielskim, które są dostępne na naszym rynku, jest naprawdę bogaty. “Christmas Wonderland to colour” to jeden z nich. W środku mamy świąteczne sceny do pokolorowania, takie jak jarmark świąteczny, ubieranie choinki, domki z piernika czy fabrykę zabawek Świętego Mikołaja. Na każdej stronie znajduje się również krótka informacja dotycząca konkretnej ilustracji. Super! Nauka angielskiego i zabawa w jednym 🙂
“Snow Bunny’s Christmas Gift”
Rebecca Harry, Wydawnictwo Nosy Crow, 24 strony, można kupić tu!
To cudowna, ciepła historia o sile przyjaźni. Główna bohaterka, mała króliczka, udowadnia, że ma wielkie serce.
Ilustracje są bardzo urocze i wprowadzają świąteczny klimat. Każda strona jest dodatkowo udekorowana elementami pokrytymi srebrną folią, dzięki czemu książka aż błyszczy gdy się ją otwiera. Cudna jest! Z pięknym świątecznym przesłaniem! A jeśli obawiacie się, że czytanie w języku angielskim będzie dla Was zbyt dużym wyzwaniem, w środku jest QR code, który po zeskanowaniu daje Wam darmową wersję audio, czytaną przez Brytyjczyka 🙂
“Bombka z Gwiazdką”
tekst Malina Prześluga, ilustracje Jaga Słowińska, Wydawnictwo Tashka 2016, 30 stron, cena okładkowa 49,90 zł, dla dzieci i dorosłych
To bardzo świąteczna nowość. Jeśli znacie kogoś, kto twierdzi, że nie lubi świąt Bożego Narodzenia, to podarujcie mu tę książkę! Świąteczne tradycje pokazane tu są oczami nietypowych bohaterów, takich jak świąteczny prezent, wigilijne sianko czy bombka na choince. Dzięki zmianie perspektywy czytelnik może spojrzeć na znane schematy zupełnie inaczej.
Tekst nie jest jednolity. To zbiór opowiadań i wierszy, a wśród nich znajdziemy zabawne przepisy autorki, wraz ze spisem potrzebnych składników, na poszczególne etapy wigilijnego wieczoru. Na przykład “Jak śpiewać kolędy” czy “Jak bawić się w święta”.
Książka jest cudnie zilustrowana. Okładka wykończona złotą folią nadaje jej bożonarodzeniowy, cudowny szyk! W środku pełno pięknych ilustracji w bieli, złocie i granacie.
“Wigilia Mamy Mu i Pana Wrony”
Jujja Wieslander, ilustracje Sven Nordqvist, Zakamarki 2014, 28 stron, dla dzieci 3+, cena okładkowa 25,90 zł
Przygód Mamy Mu i Pana Wrony pewnie nie muszę przedstawiać 🙂 ten zwariowany duet ma rzesze małych fanów. Jeśli do nich należycie, nie zapomnijcie o ich świątecznych perypetiach. W zimowo – świątecznym odcinku Pan Wrona zamierza sam sobie zrobić prezent pod choinkę. Jest przekonany, że nikt nie będzie o nim pamiętał… sprawdźcie co wydarzyło się naprawdę 🙂
“Niezwykły Święty Mikołaj”
Sven Nordqvist, Media Rodzina, 2012, 144 strony, dla dzieci 3+, cena okładkowa 34,90 zł
To prawdziwa gratka dla wszystkich fanów Pettsona i Findusa – spokojnego staruszka i jego zwariowanego kota 🙂 W tej książce jest mniej rysunków i o wiele więcej czytania, niż w standardowym wydaniu opowieści o tej dwójce. W zimowej scenerii poznamy ich przygody związane z zimą, Bożym Narodzeniem, prezentami. Książka jest obecna na rynku od 4 lat, my co roku w grudniu do niej wracamy.
“Ekspres polarny”
tekst i ilustracje Chris Van Allsburg, Wydawnictwo Sonia Draga, 2005, 34 strony, od 3 lat, cena okładkowa 24,90 zł lecz niestety niedostępna
Musieliśmy ją wspomnieć… choć książka od dawna dostępna jest tylko w bibliotekach.
„Ekspres Polarny” to uniwersalna, wzruszająca opowieść, nie tylko dla dzieci. Ilustracje są świetne, bardzo klimatyczne, ciemne i realistyczne…. w wigilijną noc chłopiec nie może zasnąć, nasłuchuje odgłosów sań Świętego Mikołaja, chce się przekonać czy On w ogóle istnieje. Nagle dochodzi do niego syk pary i pisk metalu, wygląda przez okno a tam, na zaśnieżonym chodniku przed jego domem, zatrzymał się pociąg z parową lokomotywą…. chłopiec w piżamie wychodzi z domu i daje się zaprosić do środka. Wtedy wspaniała przygoda się zaczyna, ale nie opowiem Wam jej do końca, dodam tylko, że dziura w kieszeni mogła wszystko zepsuć! Przeczytajcie więcej tu!
“Wierzcie w Mikołaja”
tekst Lotta Olson, ilustracje Benjamin Chaud, Zakamarki, 2013, 100 stron, dla dzieci od 5 do 9 lat
Książka o świętym Mikołaju napisana w 24 rozdziałach, do czytania w każdy dzień adwentu. Jest wciągająca, pięknie zilustrowana i wydana. Wprost nie można jej pominąć 🙂 Jeśli chcecie przeczytać o niej więcej zapraszamy tu! Była to pierwsza książka, którą zaprezentowaliśmy na Strefie Psotnika, więc dodatkowo mamy do niej sentyment 🙂
“Prezent dla Cebulki”
tekst Frida Nilsson, ilustracje Maria Nilsson Thore, Zakamarki, 108 stron, od 7 lat, cena okładkowa 49,90 zł
To nie jest książka lekka, łatwa i przyjemna. Jednak jest tak dobrze napisana i zilustrowana, że naprawdę warto ją przeczytać. Cebulka – tak nazywa go mama, to chłopiec, który ma swoje kłopoty. I o tych kłopotach jest ta świąteczna historia. Lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy marzą tylko o nowej barbie, iphonie czy playstation. Może spojrzą na świat troszkę inaczej… więcej o książce napisaliśmy tu!
Wszystkie niezwykłe:) Część z nich już mamy, część zostawiam do kupienia na przyszłość, żeby dawkować sobie przyjemności:)
Wdzystkie wspomnienia sa wspaniale ale… Gdy bylam dzieckiem…hmm co roku ze swoim rodzenstwem podczas Swiat Bozego Narodzenia spiewamy koledy i czekamy na Aniolki ktore podrzucaja prezenty pod choinke i juz mialam 7 lat i mowie tak “a ja nie wierze ze to Aniolki podrzucaja prezenty” przeciez to rodzice i tu same drzwi sie otworzyly (byl to podmuch wiatru) ale od tej pory na nowo uwierzylam zzzzzz dreszczykiem na plecach ??? do tej pory co roku o tym wspominamy.
Zycze niezapomianych chwil spedzonych w gronie rodzinnym ?
Dom moich dziadków na malutkiej wsi pod Warszawą, jakieś 18lat temu. Jest Wigilia a nam dzieciakom kazano czekać w pokoju i patrzeć przez okno czy Mikołaj nie nadciąga. Nie wiem tylko czemu wmówiono nam, że Mikołaj przyjedzie autem (pewnie dlatego, że było mnóstwo śniegu a na wieś sanie by nie dotarły). Wujek, który jako jedyny miał wówczas auto, od kilku dni chodził i narzekał, że ma mało paliwa w baku a on przecież po Wigilii musi pędzić 30km do pracy. No nic, wigilia minęła w cudownym nastroju, dostałam wówczas wymarzoną lalkę, wujek zbiera sie do pracy…ale po chwili wraca zdenerwowany do domu,bo samochód nie odpala. Co się okazało? Kuzyn lat wówczas 6 lub 7, nie chcąc dopuścić do tego, że przez małą ilość benzyny, Mikołaj może do nas nie dotrzeć, postanowił wspomóc swego tatę. Nalał mu do baku całą butle coca coli, aby na pewno auto miało “paliwo”. Po dziś dzień ta historia jest u nas w świeta na językach☺
Mam wiele pięknych wspomnień, przede wszystkim z dzieciństwa, związanych z Świętami. Pamiętam jak dzień przed Wigilią tata z samego rana jechał do naszego lasku po choinkę.Zawsze wybierał taką ogromną, aż do samego sufitu. Następnie dziadek obcinał siekierką czubek choinki,aby mogła zmieścić się do domu i obsadzał ją w takim metalowym stojaku. Tymczasem ja i rodzeństwo robiliśmy ozdoby na nasze drzewko.Kleiliśmy z wycinanek i bibułki długie łańcuchy. Wieczorem babcia znosiła że strychu worek z bombkami,lampkami,a mama wyjmowała takie długie cukierki -sople. Całą rodziną ubieraliśmy choinkę,a towarzyszył temu śpiew kolęd.24 grudnia mama zawsze wyganiała nas na podwórko,abyśmy jej i babci nie przeszkadzali w kuchni. Zjeżdżaliśmy wtedy na sankach ze starej piwnicy,albo ślizgaliśmy się po zamarzniętych sadzawkach. Czas powoli tak nam upływał do wieczora. Mama wysyłała nas do taty do stodoły, abyśmy przynieśli trochę sianka pod obrus. Do dzisiaj pamiętam zapach tego siana. Mama przykrywała stół białym,lnianym obrusem. Stawiała na środku stołu talerzyk z opłatkiem,a także zapaloną świecę Caritas. Nie mogło też zabraknąć pustego nakrycia dla niespodziewanego gościa. Następnie na stole pojawiały się bezmięsme potrawy wigilijne m.in.ryby,pierogi z kapustą i grzybami,postna kapusta z prawdziwkami, makaron z makiem,barszcz czerwony z uszkami. Razem z rodzeństwem przez zaszronione szyby okienne wygladaliśmy pierwszej gwiazdki,która była znakiem do rozpoczęcia biesiady. Kolacje zawsze jadaliśmy na parterze domu,a choinką była w salonie na pierwszy piętrze. Kiedy odświętnie przebrania szliśmy na dół zawsze sprawdziliśmy, czy nie ma już prezentów pod drzewkiem. Nigdy nie mogliśmy odkryć jak one po wieczerzy tam się pojawiały.Przy stole dziadek zawsze siadał na swoim honorowym miejscu. Odkąd pamiętam tak robił dopóki żył. Podczas wieczerzy to on prowadził całą modlitwę jako najstarszy z rodu. Wszyscy dzieliliśmy się opłatkiem i składaliśmy sobie życzenia. A potem z najedzonymi brzuszkami biegliśmy zobaczyć pod choinkę , czy był Mikołaj. Radościom nie było końca kiedy rozrywaliśmy z rodzeństwem zapakowane starannie podarki. Dołączali wtedy do nas rodzice i dziadkowie,by razem przy oświetlonej choince śpiewać kolędy.
Moje najlepsze świąteczne wspomnienie to pierwsze Święta z moim synkiem 🙂 Miał urodzić się właśnie w Święta Bożego Narodzenia, ale postanowił, że urodzi się parę dni wcześniej i Wigilię spędziliśmy już razem w domu 🙂 To były wspaniałe Święta 🙂 Mam nadzieję, że tegoroczne będę równie cudownie wspominać, bo znowu nasze grono się powiększyło i spędzimy Święta we czwórkę 🙂
Zeszłoroczne 😉 Jadąc na Wigilię do mojego domu rodzinnego, gdzie zjeżdżają się już tradycyjnie nasi wszyscy najbliżsi, wpadliśmy z mężem w taki świąteczny klimat i gawędziliśmy jak staremu, dobremu małżeństwu przystało, że przegapiliśmy wszystkie 3 zjazdy z A4 i dojechaliśmy do Katowic, które bynajmniej nie były naszym celem 😉 Tak więc nadłożyliśmy drogi dwukrotnie, ale za to czas spędzony we dwoje (dzieci spały błogo w fotelikach) – bezcenny.
Paradoksalnie jedno z najpiękniejszych świątecznych wspomnień mam z ubiegłego roku, kiedy to Święta spędziłam w szpitalu na oddziale patologii ciąży. Trafiłam tam na kilka dni przez wigilią. Zapłakana, przerażona. Nie wyobrażałam sobie, jak mogę być sama w szpitalu, zostawiając męża i starszą córkę w domu. Co z porządkami, co z przygotowaniem świątecznych potraw, co z rodzinną wigilią?
Nie było mi dane widzieć uśmiechu córki podczas wypatrywania pierwszej gwiazdki ani euforii podczas rozpakowywania prezentów. Nie słyszałam tych samych co rokrocznie rozmów o bylejakości i jednoczesnej wyjątkowości karpia. Nie posmakowałam wybornego sosu grzybowego teściowej ani przesolonego dorsza mamy.
Święta spędziłam w jednoosobowej sali, w której odwiedzali mnie najbliżsi mi ludzie. Przynosili wigilijne potrawy, kilogramy owoców i słodyczy, którymi obdzielałam dyżurujące pielęgniarki. Te wizyty były krótkie, ale pozwalały naładować wyczerpujące się od łez baterie i cieszyć się swoją bliskością przez całe Święta.
Zeszłoroczne doświadczenia nauczyły mnie, że świąteczne ozdoby, biały puch na chodnikach, prezenty i potrawy są ważne, a jakże. Jednak najważniejsza jest atmosfera tworzona przez spotkania z bliskimi nam ludźmi. Atmosfera budowana dzięki rozmowie, wspomnieniom, spojrzeniom, uściskom. Atmosfera, której nie zastąpi najdroższy upominek, ani perfekcyjnie wysmażony karp (zagryziony pierogiem z kapustą i makowcem 😉 ). Tej atmosfery życzę i Tobie, Psotniku, i wszystkim Twoim Czytelnikom! Pięknych Świąt! <3
Najwaspanialsze wspomnienie z dziecinstwa kiedy tata wrócił z zagranicy po dwuch latach nieobecnosci cieszyliśmy się bardzo przygotowaliśmy z bratem dla taty korone i był naszym króle Najpiekniejsza wigilia jaką paniętam to ubieranie choinki jabłkami która wisała dogóry nogami pos sufitem Mama pozwalała nam zjeść ciasteczka nie pamietam czy były to pierniczki Z racji że mieszkamy w górach zawsze było mnustwo śniegu lepiliśmy konie sama nie wiem daczego nie bałwany i jedziliśmy na nich Tata woził nas kuligiem kon nas ciagna bylo ekstra i czesto z bratem do tych chwil wracamy
Najpiękniejsze moje wspomnienie to pierwszy raz jak obchodziliśmy wspólnie święta z naszym synkiem to był najpiękniejszy i niezapomniany prezent na święta:-) Nigdy wcześniej święta nie były takie radosne.
Najlepsze świąteczne wspomnienie.. za czasów malucha wraz z rodzeństwem często rozkładaliśmy pod choinką śpiwory i kołdry i tak spaliśmy, a raczej koczowaliśmyw świetle
choinkowego blasku.. do tego kubek kakao i opowieść wigilijna.. mojemu synkowi tez będę robiła takie “koczowanie pod choinką”!;)
Zawsze spędzamy święta w gronie tylko najbliższej rodziny (rodzice, dzieci, dziadkowie). Tamtego roku zmarł mój dziadek i po raz pierwszy od lat grono miało być uszczuplone, ale najbliższe – jak zawsze. W Wigilię rano nagle dzwonek do drzwi – pod domem taksówka, a w niej … kompletnie nam nieznany kuzyn z Ukrainy, Wiktor. Moja cała rodzina pochodzi z terenów Ukrainy, zostały tam siostry mojego dziadka, ale my ich nie znaliśmy, bo w czasach PRL nawet dziadkowi udało się tylko raz tam pojechać w odwiedziny. Wiktor był jednym z ich wnuków. Oni są prawosławni, więc jakoś tak umknęło mu, że u nas właśnie święta się zaczynają… Pamiętam moje poczucie zawodu i autentyczną rozpacz, że ta jakaś obca osoba kompletnie i nieodwracalnie zepsuje nam święta. Ale okazało się, że Wiktor natychmiast wpasował się w rodzinę – ogarnął się błyskawicznie po długiej przecież podróży, zabrał się za karpie pływające w wannie, które kompletnie przerosły mojego ojca (zawsze oprawiał je dziadek…), naprawił nieśmiertelne lampki na choinkę (zawsze to robił dziadek…) i wieczorem ten nieznany nam rano człowiek był już po prostu członkiem rodziny. W nocy poszedł na Pasterkę (“babcia by mi nie darowała, gdybym jej wszystkiego nie opowiedział”), bez mrugnięcia oka wypuścił 4 razy naszego kota na dwór (spał akurat w tym pokoju, którym kot wychodził), po paru dniach wrócił do siebie na Ukrainę – a my jeszcze długo wspominaliśmy go. Zwłaszcza w kolejne święta, kiedy karpie pływały w wannie, a ojciec – przerośnięty jak zwykle sytuacją – szukał pomocy u sąsiadów oferując w zamian za załatwienie tego problemu butelkę koniaku.
Trzy lata temu na krótko przed Bożym Narodzeniem dowiedzieliśmy skę z mężem marynarzem, że zostaniemy rodzicami. Postanowiliśmy powiedzieć o tym rodzicom dokładnie we Wigilię. Ja w Polsce, on na statku w porcie w Rio de Janeiro. Udało mu sie dodzwonić i wspólnie przekazaliśmy najbliższym tę cudowną wiadomość.
Będąc dzieckiem chodziłam z tatą do leśniczego po choinkę, potem robiliśmy to z bratem. Gdy byłam w pierwszej klasie liceum namówiliśmy też mamę – i tak oto cała czwórka władowała się do Fiata Uno… Śniegu było mało, a do leśniczówki kawałek, więc samochód miał nas poratować przy trabsporcie. Na podwórku leśniczy wskazał rzędy pięknych świerków z wycinki i zaczęliśmy wybierać. Wielka! Do sufitu! Gęsta! TA! – wykopaliśmy z braciszkiem chyba trzymetrowe monstrum. I tata dał się namówić! Mama protestowała, ale została całkowicie przegłosowana i choinka… no właśbie – choinka była cudowna, ale ogromna. Nasze autko małe. I wiecie co? Zabraliśmy ją! Całą drogę do domu trzymałyśmy z mamą świerka za oknem, brat w środku ściskał linę mocującą, a tata jechał powoli, modląc się o brak patroli na głównej drodze. Potem zostało wciągnąć ów cud na trzecie piętro, obciąć z metr siekierką, obdzielić gałązkani sąsiadów i wtłoczyć nasze drzewko do pokoju. Efekt – pół pokoju choinki, pokłute ręce, obłędny zapach i mnóstwo śmiechu. Do tej pory choinka kojarzy mi się z tamtym szalonym wieczorem. Wesołych świąt!
Wspominam z łezką w oku, jak zawsze z tatą sprawdzaliśmy, które światełko na choinkę nie świeci. Trzeba było sprawdzić ich setkę, żeby wymienić właściwe. Pamiętam także z muzyczną radością, jak kolędy śpiewał zespół Mazowsze, rok w rok, bo tylko taka wówczas kaseta była 😀 i to dzięki temu zespołowi znam wiele kolęd, aż do dziś. Miło także wspominam te śnieżne święta, których teraz w ostatnich latach troszkę brakuje. Ciepłym wspomnieniem darzę również moje pierwsze święta z córeczką. Małe dzieciątko było wtedy pod choinką…
Moje najlepsze świąteczne wspomnienie z pozoru wcale nie jest wesołe. W domu rozgardiasz i głośne kłótnie typowe dla wielu rodzin. Wiadomo- w ferworze przedświątecznych przygotowań zapomina się o tym, co ważne. Pieczenie ciast i dekorowanie domu zamiast czarowną przyjemnością staje się więc obowiązkiem, od którego chce się uciec. Szczególnie, gdy jest się dzieckiem. W całym tym chaosie znajdywałam jednak wraz z siostrą miejsce, w którym magia świąt stawała się tak bliska, że niemal dało się ją dotknąć palcami. Chowałyśmy się pod wielką, przystrojoną choinką. Światełka migotały i podświetlały ciepło ozdoby, a my bawiłyśmy się tam po cichutku, tak jakby cały świat przestawał istnieć. To wspomnienie jest dla mnie szczególnie cenne, bo niestety nie umiem już tak łatwo znaleźć wspólnego języka z moją siostrą. Dobrze pamiętać, że możemy być sobie bliskie. Juz niezależnie od wyników konkursu-cieszę się, że sobie to przypomniałam.
Kiedy miałam 5 lat z niecierpliwością oczekiwałam, kiedy wreszcie przyjdzie do mnie święty Mikołaj z prezentami. Bardzo chciałam wierzyć, że istnieje on naprawdę, ale coś mi podpowiadało, że jest w tym jakiś podstęp. Dopytywałam więc rodziców o szczegóły, które doprowadziłyby mnie do odkrycia prawdy. Najbardziej zastanawiało mnie jak brodaty dotrze do mnie skoro nie mamy w domu komina (mieszkaliśmy w bloku, na pierwszym piętrze). Mama uparcie twierdziła, że Mikołaj do mnie przyjedzie i, że w takim przypadku przyleci na magicznym skuterze, którym wyląduje na balkonie. …
…cóż. Do dziś pamiętam, jak firanka powiewała po wizycie świętego, a skuter zamigotał w oddali.
WNIOSEK: Jeśli masz 5 lat i bardzo w coś wierzysz to dzieje się to naprawdę!
Moje najlepsze świąteczne wspomnienie to wspomnienie sprzed 4 lat – pierwsze święta, które mogłam szykować z moim 1,5 rocznym wtedy dzieckiem. Zrobiliśmy kartki świąteczne z reniferem z odciśniętej stópki syna, piekliśmy wspólnie pierniki i pierwszy raz dawałam do spróbowania dziecku magicznie pachnących wigilijnych potraw. To były bardzo wzruszające święta!
Najlepsze wspomnienie…hmm… to chyba te jak będąc jeszcze dzieckiem cała rodzina spotkała się u mojej babci, ale dosłownie cała. było nas chyba ze 30 osób, wielka choinka, mnóstwo prezentów, potraw na stole zdecydowanie więcej niż tradycyjnych 12, śpiewanie kolęd, droczący się z nami dziadek, dokładający sobie kolejną porcję karpia (po prezenty pod choinkę szło się dopiero, gdy wszyscy skończą kolację), a potem wspólne rozmowy i zabawy. Ech… fajnie tak powspominać 🙂
Tata powiedział, że kutia jest dobra dopiero wtedy, kiedy podrzuci się łyżkę potrawy do sufitu i nie spadnie nawet ziarenko…
a mama jeszcze nie zdążyła zareagować 😀
Teraz się modlę, żeby nie podsunął pomysłu moim dzieciom.
Gdy miałam siedem lat wymyśliłam po dziś dzień trwająca ,,tradycje” świąteczna,która zakładała ,że najmłodsza osoba na wigili rozdaje prezenty gościom. Oczywiście to ja byłam najmłodsza osoba na wigili ? Oprócz mnie,brata i rodziców byli również dziadkowie i siostra mojej babci czyli moja ciocia-ciocia Bożena (jak wszyscy na nią mowili). Dla mnie były to bardzo szczęśliwe dni gdyż pod choinka znalazłam mojego nowego przyjaciela-małego czarnego kroliczka? Zachwytów było wiele ,ale nie skończyłam jeszcze z wszystkimi prezentami! Sięgnęłam po ostatni i przeczytałam na pudełku ,,od Świętego Mikołaja dla ZOFLI” Nie mogłam zrozumieć o co chodzi,jaka ZOFLA? Powiedziałam rodzicom ,ze Mikołaj musiał pomylić domy bo u nas nie ma żadnej ZOFLI. I wtedy wszyscy zaczęli się śmiać. Bo przecież była. Nie ZOFLA a ZOFIA.Ciocia miała tak naprawdę na imię Zofia a nie Bożena choć z niewiadomego powodu wszyscy tak na nią mówili. Od dziś Bożena jest Zofla i nie nie,nie ma z tym najmniejszego problemu.Przezwiskiem jest zachwycona;) I nigdy nie ma problemu z wymyśleniem loginu na stronach internetowych ?
U nas w Wigilię Bożego Narodzenia wróżyło się. Zawsze bawiłam się we wróżby z kuzynami, a animatorką była babcia. Kto wyciągnie dłuższe siano spod obrusa, czyj kawałek przysmaku zje pies jako pierwszy, czyj but jako ostatni dotknie ściany? To były wspaniałe czasy, kiedy cała rodzina zbierała się razem na wsi, nadzorowała zabawy i bawiła się opawiadając sobie różne bożonarodzeniowe historie, a później szła zdejmować bramki sąsiadom. Taki zwyczaj 😉