Przed Wami Edyta Jungowska o audiobooku Momo w rozmowie z Psotnikiem… o tej niezwykłej premierze, w świątecznej atmosferze 🙂
Psotnik: Gdy słyszę Pani głos w telefonie, myślę „O! Pippi do mnie dzwoni!”? Jak to się stało?
Edyta Jungowska: Ha,ha… Kiedyś urządziłam w domu imprezę. Zrobiło się późno, goście bawili się w najlepsze, a ja poszłam położyć dziecko spać. Gdy mój syn zasnął, zeszłam na dół i wtedy wszyscy zaczęli pytać, gdzie byłam i co tak długo robiłam. Odrzekłam, że czytałam dziecku przed snem Pippi, a oni podchwycili temat i stwierdzili, że powinnam nagrać audiobook, żeby wszyscy mogli sobie posłuchać, jak Jungowska czyta o przygodach Pippi. Niedługo po tym zostałam Ambasadorką Kampanii „Cała Polska czyta dzieciom”. Pani Irena Koźmińska pozyskała wielu aktorów do kampanii społecznej pod hasłem „Czytaj dziecku codziennie 20 minut dziennie”. Dla mnie wybrała właśnie Pippi Pończoszankę… Zaczęłam o tym myśleć i w 2008 roku z Rafałem Sabarą, moim partnerem, założyliśmy firmę „Jungoff-ska”, a rok później udało nam się podpisać kontrakt ze spadkobiercami Astrid Lindgren. I tak to się zaczęło. Teraz „jestem Pippi”.
Psotnik: I zrobiliście coś niesamowitego! Na początku pracowaliście tylko we dwójkę?
Edyta Jungowska: Tak, zaczęliśmy praktycznie sami, ale Rafał Sabara jest reżyserem, scenarzystą, autorem tekstów… Jest po prostu człowiekiem orkiestrą w wydawnictwie.
Psotnik: A oprawa graficzna płyt? Zawsze jest na najwyższym poziomie. Udaje Wam się zaprosić do współpracy znakomitych ilustratorów: Emilię Dziubak, Joannę Rusinek, Marcina Minora, Macieja Szymanowicza, Piotra Sochę. Kto był pierwszy?
Edyta Jungowska: Jako pierwszego udało nam się przekonać Piotra Sochę, wspaniałego ilustratora, który wtedy był rysownikiem głównie „Gazety Wyborczej”. Okładki wymyślone przez Piotra były na tamte czasy zupełnie nowatorskie. Byłam zachwycona, kiedy zobaczyłam projekt pierwszej okładki „Pippi Pończoszanki”. Był absolutnie wyjątkowy, inny, świeży, oryginalny, no i przetrwał próbę czasu… nadal robi wrażenie.
Psotnik: Wasze okładki są dziecięce i jakby dorosłe jednocześnie…
Edyta Jungowska: Chcieliśmy, żeby nie były infantylne! Bez ukrywania, że ja jestem dojrzałą kobietą i ten świat dziecięcy krąży wokół mnie.
Psotnik: Wydaje mi się, że innym ważnym elementem tych audiobooków jest muzyka.
Edyta Jungowska: O tak. Do każdego powstała oryginalna muzyka. Teraz jestem na etapie zachwytu muzyką do „Momo”, którą skomponowali Patryk Zakrocki i Paweł Szamburski. Cudownym momentem było pierwsze jej odsłuchanie w tle mojego głosu. Tej muzyki jest w tym audiobooku naprawdę bardzo dużo. Rafał Sabara odniósł wrażenie, że muzyka niejako podąża za treścią, goni za narracją… i rzeczywiście tak jest… ta piękna muzyka, w niesamowity sposób, tę książkę współtworzy.
Psotnik: Kilka dni temu czytany przez Panią audiobook „Momo” trafił do sprzedaży. Skąd pomysł na tę właśnie książkę? Jak było z tym tytułem?
Edyta Jungowska: Ten pomysł bardzo długo dojrzewał. Już dawno temu ktoś mi podszepnął przeczytanie tej właśnie książki. Później, w 2012 roku byłam na Targach Książki i spotkałam Marcina Szczygielskiego, który mi powiedział: „Edyta, musisz przeczytać „Momo!”. Prawie dziesięć lat – zajęło mi dotarcie do możliwości nagrania tego tytułu, ale wreszcie się udało.
Psotnik: Co wyjątkowego ma w sobie „Momo”? Jest tak wielki wybór książek!
Edyta Jungowska: To jest jedna z najwspanialszych książek, jakie przeczytałam w życiu, a nie znałam jej w dzieciństwie.
Psotnik: To niezwykłe, że książka dla dzieci może zrobić tak wielkie wrażenie na dorosłej osobie!
Edyta Jungowska: Ta książka tylko teoretycznie jest dla dzieci, ale mówi o poważnych sprawach. To książka na czasie i o czasie. Opowieść o tym, jak ludziom skradziono czas i to tak naprawdę za ich pozwoleniem: ich czas wolny – czas na przemyślenia, na niemyślenie o niczym, czas spędzany z przyjaciółmi, na pogawędkach, na czytaniu książek, na chodzeniu do kina, a więc taki czas, który ludzi tak naprawdę tworzy, chociaż niektórzy twierdzą, że jest to czas, który się marnuje. Okazuje się jednak, że właśnie ten czas tak naprawdę jest najważniejszy. To on nas rozwija, jest istotą naszego bycia, właśnie ten nasz czas wolny, czyli to, co robimy dla siebie, nawet jeśli tylko siedzimy i się z pozoru nudzimy, nawet, a może przede wszystkim czas, który poświęcamy rzeczom nieprzynoszącym nam wymiernych korzyści. I to właśnie taki czas stanowi istotę naszego życia, poszukiwania, rozwoju, ponieważ w ten sposób tworzymy pewną przestrzeń.
Psotnik: Jak Pani myśli… jaka będzie reakcja odbiorców podczas słuchania tej książki?
Edyta Jungowska: Myślę, że ludzie będą płakać, słuchając tej książki… dzieci może mniej, ale dorośli bardziej.
Psotnik: Dlaczego?
Edyta Jungowska: To jest książka opisująca między innymi proces zanikania najważniejszych wartości w życiu człowieka, który wprzęgnięty w machinę postępu nie ma czasu, nie ma przestrzeni dla samego siebie. Ten proces opisany jest w bardzo prosty i jednocześnie bezpośredni sposób… który jest zrozumiały także dla dziecka.
Psotnik: Czy sądzi Pani, że niejeden dorosły słuchacz przejrzy się w tej opowieści jak w lustrze?
Edyta Jungowska: Są tam przystępnie opisane różne trudne procesy. Dziecko zrozumie je w dość naturalny sposób, ale dorosły będzie wiedział, że jest poruszany na przykład temat depresji, kiedy przestaje nas interesować to, co na zewnątrz, lub gdy w pogoni za „lepszym życiem” przestają nas obchodzić inni, nawet najbliżsi, chociażby nasi schorowani rodzice, dla których przestajemy mieć wystarczającą ilość czasu i cierpliwości.
Psotnik: Czy można potraktować tę książkę jako poradnik?
Edyta Jungowska: Nie, na pewno nie jest to poradnik. To jest przepiękna literatura fantasy. W którymś momencie pojawia się w niej Czas. Ktoś, kto jest Czasem, kto rozdaje czas przynależny każdemu człowiekowi. Tego czasu właściwie nie można kupić ani sprzedać, ale ludzie go dobrowolnie oddają skuszeni perspektywą „lepszego jutra” przez tajemniczych Szarych Panów, którzy żywią się tym straconym przez nas wolnym czasem.
Psotnik: Jaki jest klimat „Momo”?
Edyta Jungowska: Panuje w niej ciepły klimat, prażące słońce przenoszące nas w stare czasy Rzymian, których fascynował teatr. Pojawia się istotny wątek miłości do teatru, do opowieści tworzonych w wyobraźni… Ludzie z jakiegoś powodu wolą słuchać historii wymyślonych w teatrze niż przeżywać swoje własne życie. To jest zupełnie naturalne, że chodzimy do teatru. Przeglądamy się się w nim jak w lustrze, niezależnie od tego, czy śledzimy śmieszne, czy tragiczne losy bohaterów. „Momo” jest przesiąknięta klimatem rzymskich amfiteatrów, ale jest też książką przygodową, z wciągającą pełną zwrotów akcją, jest książką z dreszczykiem, bo nasza bohaterka, aby ratować przyjaciół wkracza w niebezpieczny świat. I jest książką dowcipną, w sposób ciepły i inteligentny.
Jest wielowymiarowa.
Psotnik: Powiedziała Pani, że to książka na czasie i o czasie… co to znaczy?
Edyta Jungowska: Myślałam o naszych czasach, o tym, że żyjemy w pędzie, kompletnie zagonieni. Moim zdaniem wszyscy się na tym dzisiaj łapiemy… Ja się łapię bez przerwy, coraz częściej.
Psotnik: Jakie przesłanie niesie „Momo”?
Edyta Jungowska: Pokazuje, że nie trzeba mieć wyrzutów sumienia, gdy czasem nic nie robimy. Człowiek musi mieć wolny czas, aby stworzyć coś ważnego w życiu. Każdy powinien pozwolić sobie na „nicnierobienie”, bo aby być twórczym, trzeba zrobić najpierw przestrzeń dla działania wyobraźni. A to właśnie pozorne „nicnierobienie” daje nam czas na kontakt z samym sobą. Ende pisze o tym, jak ważne jest chociażby piętnaście minut patrzenia w okno, żeby na przykład prześledzić miniony dzień, co w nim było ważnego, co dobrego, co złego. Chwila uważności.
Psotnik: A co wiemy o autorze „Momo”? Czy nie wydaje się Pani, że musiał być kimś wyjątkowym, jeśli stworzył tak piękną powieść?
Edyta Jungowska: Postać Endego jest fascynująca. Urodził się w 1929 roku, został powołany do wojska w wieku 15 lat i zdezerterował… by potem uciekać przez całe swoje życie. Ono przypominało trudne losy innych niemieckich pisarzy, chociażby Ericha Kestera, którego czyta w naszym wydawnictwie Piotr Fronczewski. Erich Kester był autorem bestsellerów niemieckich, a jego powieści były ekranizowane w 1930 roku. Ale kiedy Hitler doszedł do władzy w 1933 roku, książki Kestera trafiły na listę książek zakazanych, a sam autor przeżył straszliwą traumę, po której nigdy już się nie podniósł. Nazizm zniszczył jego twórczość. Podobnie stało się z ojcem Endego, który był malarzem surrealistycznym, ale naziści zakazali tego typu malarstwa. Rodzina Endego popadła w poważne tarapaty finansowe, a dzieła jego ojca zostały zniszczone. Ciekawe, że sam Ende nie czuje się pisarzem dla dzieci. Twierdzi, że pisze dla wszystkich… i coś w tym jest. Moim zdaniem „Momo” to książka od 9 do 99 lat. Ende to wybitny pisarz, co potwierdza fakt, że jego książki natychmiast po wydaniu są obsypywane licznymi nagrodami, a na całym świecie sprzedały się w 30 milionach egzemplarzy i zostały przetłumaczone na ponad 40 języków. My również planujemy wydanie kolejnej niezwykłej książki Endego – „Niekończącej się historii”.
Psotnik: Dziękuję za rozmowę i pędzę słuchać „Momo”.
Bardzo dziękujemy za…..
zdjęcia do tego wywiadu: Ewa Jezierska Fotografia
gościnność i piękne miejsce: Szklarnia Studio
Jeśli macie ochotę na więcej audiobooków przeczytanych przez Edytę Jungowską, to zapraszamy tu!