“Wielka ucieczka Dziadka” 🙂
Dziadek w czasie II wojny światowej był pilotem samolotu bojowego w Królewskich Siłach Powietrznych. Walczył z hitlerowcami i był prawdziwym asem przestworzy!
Gdy poznajemy go, w latach osiemdziesiątych XX w., jest dziarskim, szarmanckim i zawsze eleganckim staruszkiem, któremu szwankuje pamięć. Wydaje mu się, że nadal trwa wojna, że jest rok 1940. Staruszek często znika ze swojego mieszkania i rodzina po długich poszukiwaniach znajduje go w przedziwnych miejscach. Raz wdrapał się na wieżę kościoła, myśląc, że lata. Innym razem, po tygodniu nieobecności, odnajdują go w Imperialnym Muzeum Wojny, gdzie eksponatami są zabytkowe samoloty biorące udział w II wojnie światowej.
Jego syn i synowa martwią się o niego. Jest dla nich oczywiste, że Dziadek stanowi dla siebie zagrożenie, jest nieświadomy, tego co robi. Wstrętny pastor, prowadząc swoją gierkę, namawia ich, by umieścili ojca w, jak to określa, Disneylandzie dla staruszków, domu spokojnej starości “Zmierzch Życia”.
Gdy Dziadek zostaje tam umieszczony jest przekonany, że trafił do obozu jenieckiego, a obowiązkiem każdego brytyjskiego więźnia jest ucieczka. Jedyną osobą, której ufa i która go rozumie jest jego wnuk, Jack. Ich relacja jest niezwykła, są do siebie bardzo przywiązani, choć teraz Dziadek nie pamięta, że łączą ich więzy krwi i traktuje chłopaka jak młodszego od siebie kolegę z wojska, majora, który walczy po tej samej stronie.
Powieść “Wielka ucieczka Dziadka” to pełna powiązań z biograficznymi wątkami z życia autora, zawierająca rodzinne zdjęcia archiwalne. Książkę czyta się jednym tchem. To kwintesencja Walliamowskiej prozy dla nastolatków. Nie brakuje tu zwariowanych przygód, niespodziewanych zwrotów akcji, angielskiego humoru, farsy. Są też chwile zadumy i wzruszenia. Autor po mistrzowsku potrafi lekkim językiem, przemycić ważne i trudne tematy.
Bardzo polecamy. Jak zawsze po lekturze książki tego autora jesteśmy poruszeni i pod ogromnym wrażeniem!
Stopka redakcyjna w kształcie samolotu bojowego, a wszystkie czarno-białe ilustracje w charakterystycznym stylu Tonego Rossa. Jak na książkę Davida Walliamsa przystało, cenny przedmiot w gratisie – tu samolot spitfire w środku (uwaga bez spadochronu)! 😀
tytuł: “Wielka ucieczka Dziadka”
autor David Walliams
ilustracje Tony Ross
Dom Wydawniczy Mała Kurka, 2016
480 stron
dla nastolatków
cena okładkowa 35 zł
inne książki Davida Walliamsa prezentowane na Strefie Psotnika:
Ja krótko znałam swojego dziadka, miałam zaledwie 6 lat kiedy zmarł. W pamięci pozostało mi jedno wspomnienie jak dziadek wziął mnie na kolana i powiedział, moja droga pamiętaj że w życiu najważniejsza jest uczciwość , miłość i zawsze bądź wierna swojej ojczyźnie za którą ja walczyłem. Dziadek nie miał trzech palców u ręki oderwał mu je granat.
Jeszcze w ten dzień mój wspaniały dziadek znalazł się w szpitalu i już z niego nie wrócił do domu.
Najważniejszym co przychodzi mi do głowy gdy pomyślę o moim dziadku jest to, że był moim najlepszym przyjacielem 🙂
W dzieciństwie razem z rodzicami i dziadkami mieszkaliśmy na wsi, rodzice dojeżdżali do pracy w mieście, natomiast babcia i dziadek mieli gospodarstwo.
Uwielbiałem pomagać dziadkowi we wszystkich obowiązkach.
Największą frajdę sprawiało mi jeżdżenie wraz z dziadkiem ciągnikiem. Cieszyłem się gdy tylko dziadek musiał coś zaorać, zasadzić, przywieźć z łąki zebrane siano. Ja dumnie siedziałem obok niego i przyglądałem się każdej wykonywanej przez niego czynności.
Gdy dziadek szedł nakarmić lub napoić stojące w oborze bydło ja kroczyłem za nim krok w krok, gdy przypomnę sobie jak targałem wiaderko z wodą (było ono małe, podobne do tych jakie znajdują się w zestawach do piaskownicy/na plażę) aby napoić mojego ulubionego cielaczka nie potrafię powstrzymać uśmiechu. Nie zrażało mnie, że ,,Grzywka” (bo tak się nazywał) nie mógł zmieścić tam pyska 🙂
Chodzenie do kurnika i zbieranie jajek, zrywanie mleczy dla królików, zbieranie ziemniaków po wykopkach – wszystko to cudowne wspomnienia! 🙂
Nigdy nie zapomnę jakie cuda z drewna potrafił robić mój dziadek! Do dzisiaj przechowuję wykonane przez niego drewniane młoteczki, śrubokręty i inne narzędzia. Dzięki nim mogłem zawsze robić to co on, jednak w bezpieczniejszy dla dziecka sposób 😉 Aż ciężko uwierzyć, że przedmioty te zostały wykonane własnoręcznie, wyglądają lepiej niż te stworzone w fabrykach ze stali/plastiku. Są to moje największe skarby 🙂
Najpiękniejsze było to, że jako dziecko mogłem mu powiedzieć o wszystkich moich problemach a on za każdym razem wysłuchał mnie uważnie, doradził co powinienem zrobić lub pocieszył.
Mimo, że jestem już dorosły nadal bardzo mi go brakuje, z ogromnym sentymentem wspominam wszystkie chwile spędzone razem 🙂
Mam sześć lat i jadę z mamą w daleki świat. Pociąg. Mnóstwo ludzi. Uzbrojeni panowie na granicy, pytają o gazety, cenne przedmioty. Trochę się ich boję, ale bardziej się boję, że zgubimy się z mamą. Przesiadka – ludzie mówią w obcym języku, krzyczą. Druga granica, jeszcze gorsza – noc, psy, drut kolczasty. Trochę śpimy, trochę gapię się przez okno na kolorowe domki i uśmiechniętych ludzi. W ręce ściskam zdjęcie – uśmiecha się z niego pan w dużych okularach, łysy. Zmęczona mama oznajmia, że to już. München Hauptbanhof. Tłumy ludzi. Ogromna tablica świetlna z napisem coca- cola. Muzyka. Przez okno wypatruję. Jest! Wyrywam jak strzała, pędzę między ludźmi i wpadam w ramiona starszego pana, w wielkich okularach i z łysiną.
– Dziaadziuś! – krzyczę. Ludzie patrzą na nas, a starszy pan tuli mnie i płacze. Czuję zapach prawdziwej wody kolońskiej…
To jedno z najpiękniejszych wspomnień mojego dzieciństwa. Dziadziusiu, dziękuję!
Kiedy myślę o Dziadku do głowy przychodzą mi natychmiast… balony! Ale nie takie zwykłe tylko gigantyczne (wielkości dużego arbuza), każdy z innym obrazkiem i na gumce. Dziadek przynosił mi ich ogromne ilości i zawsze się zastanawiałam skąd tyle ich brał. W sumie nie wiem tego do dziś… 😀
Dziadek zmarł, kiedy miałam 5 lat, nie pamiętam jego twarzy (znam ją ze zdjęć), ale pamiętam uścisk jego dłoni i kilka innych rzeczy. Najwyraźniejsze wspomnienie: jedziemy z Dziadkiem rowerem, ja na bagażniku (to było 30 lat temu), zatrzymujemy się w małym wiejskim sklepiku, Dziadek kupuje cukierki. Znajoma sprzedawczyni mówi mniej więcej coś takiego: “Odwozi ją pan do domu, a pewnie, tu to się dziecku nudzi, pod lasem, bez innych dzieci, wszędzie daleko.” A Dziadek na to: “Nie, nie, ona jedzie do nas, zostanie parę dni.”
Uwielbiałam spędzać czas u Babci i Dziadka, daleko od asfaltowej ulicy, pod lasem. Kiedy Dziadek przejeżdżał 10 km rowerem, żeby nas odwiedzić, od razu byłam gotowa, żeby z nim jechać, i oczywiście zostać na parę dni, czasami musiałam się trochę podąsać, żeby mama mi pozwoliła. Na szczęście nie chodziłam do przedszkola, mogła na to pozwolić czteroletniemu dziecku, które wiedziało, czego chce 😉 Dzisiaj się z tego cieszę, bo inaczej nie miałabym tylu wspomnień związanych z Dziadkiem, za krótko żył..
W przyszłym roku Dziadek będzie obchodził 90-te urodziny 🙂 Kiedyś szalał z nami, teraz tak samo szaleje z prawnukami. Gdy byłam małą dziewczynką nie znosiłam kanapek z szynką/kiełbasą itp., więc Dziadek ściągał plasterki z mojej kanapki, kroił w drobniusieńką kosteczkę lub cieniuteńkie paseczki, pieczołowicie obsmarowywał musztardą i to była jedyna zjadliwa dla mnie opcja. Dziś, gdy przyjeżdżamy do Dziadków już z naszymi dziećmi, w bigosie, żurku czy łazankach Babci zawsze są hurtowe ilości mikro kawałeczków kiełbasy pokrojonej przez Dziadka – “bo wiedziałem, że przyjedziecie”. Dorosła kobieta z mężem i dwójką dzieci – ale dla Dziadka zawsze Wnuczka.
Mój Dziadek był niemałym łasuchem, gdy jadł tort bezowy ze śmietanowym kremem, mawiał “to je lekkie” i prosił o drugi kawałek… Dziadka już niestety brak, ale jego słodkie hasło przewodnie często nam towarzyszy.
Dziadek był cudowny wielce
Zawsze kiedy brał na ręce
To w samolot się zamieniał
I latałam z nim do nieba
Chodziliśmy na wycieczki
Gdzieś w nieznane części “świata”
W ogródeczku miał króliki
Które mogłam karmić, głaskać
On nauczył mnie jak trzeba
Piec rozpalić by mieć ciepło
Zrzucać węgiel, znaleźć drzewa
Zrobić COŚ z NICZEGO
Dzięki niemu to dzieciństwo
Było barwne, kolorowe
Z sentymentem wspominam
Moje z Dziadkiem historie 🙂
Fantastyczna recenzja, wygląda że wspaniałej książki, więc powalczymy 🙂 Moje wspomnienie dziadka sprzed ponad trzydziestu lat, to że był strasznie przystojny. Miał zwyczaj golić się rano taką maszynką z żyletką. A moją mama miała zwyczaj odwiedzania dziadków w soboty przed południem. I dziadek zawsze czekał tego dnia z goleniem na mnie żeby przytulić mój miękki policzek do swojego twardego zarostu, a potem ucałować… Do dziś nie potrafię pogodzić uczuć towarzyszących temu rytuałowi: nie znosiłam bo bolało, ale równocześnie byłam szczęśliwa, bo czułam tę ogromną miłość.
Natomiast mój syn z córką jednogłośnie na to pytanie wspomnieli swojego dziadka (tatę taty, rocznik ’45), który pewnego dnia (całkiem niedawno) zajechał do nas na podwórko na starym (wyremontowanym) motorze wojskowym, takim z przyczepką z boku, a w niej z Yorkiem. Oczywiście, ku uciesze mojej sfory, nie obyło się bez rundek po naszym podwórkowym rondzie 😉
Czy wyniki już były??
nie, jeszcze nie, postaramy się jak najszybciej!
O jejku! Serdecznie dziękuję ? Moje Skrzaty będą zachwycone, a i dziadka lektura pewnie nie ominie kiedy znów się zjawi ?
😀 cieszymy się, że się cieszycie 🙂